wtorek, 13 maja 2014

Ken Kesey - Lot nad kukułczym gniazdem

Autor : Ken Kesey
Tytuł : Lot nad kukułczym gniazdem
Tytuł oryginału : One flew over the Cuckoo's nest
Stron : 347
Gatunek : Literatura współczesna



Chyba każdy czytelnik, albo fan kina słyszał o tym tytule. Kiedy dowiedziałam się o tej książce wiedziałam, że chce jak przeczytać  i bardzo zastanawia mnie fakt czemu zrobiłam to dopiero teraz :) Pierwsze odczucie po przeczytaniu kilku stron były pozytywne, a nawet dające mi gwarancje, że nie będę się nudzić.

Akcja rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafia nowy pacjent. Jest nim McMurphy przedstawiający się jako typowy zabijaka i kanciarz, który nie stroni od kobiet.Próbuje wywinąć się  od wyroku sądowego udając chorego psychicznie. Cała ta sytuacja jest jednym wielkim żartem dla McMurphy'ego dlatego wygłupy są na początku dziennym, przez co przez resztę pacjentów jest uznawany jako rozrywka i jako miła odmiana po latach monotonii. Niestety szybko dowiaduje się, że osobą która decyduje o jego zwolnieniu jest Wielka Oddziałowa z pozoru miła i serdeczna, która do tej pory była głównym obiektem żartów i kpin. Oddziałowa niestety nie była typem kobiety " do rany przyłóż", bardziej się jednak utożsamiała z katem, którego celem było zawładnięcie oddziałem na tyle, żeby każdy chodził jak w zegarku, a jeśli ktoś nie zgadzał się z zasadami czekała go surowa kara. Mniej zauważalną postacią, co nie oznacza że mniej ważną jest Indianin który jest nazywanym Wodzem, udający głuchoniemego, który w książce pełni rolę narratora.

Cała fabuła jest umiejętnie skonstruowana przez co wciąga niesamowicie, zakończenie zaś zaskakujące. Autor pokazuje nam bardzo bezpośrednio techniki leczenia jakie stosowało się dawniej, chociaż jak dla mnie trudno nazwać to leczeniem, bardziej dręczeniem a nawet i katowaniem ( elektrowstrząsy rodem z krzesła elektrycznego czy o zgrozo lobotomia nie są żadną terapią!) mężczyzn którzy jakby się im dokładniej przyjrzeć wcale nie byli chorzy, a samotni i zagubieni w całym systemie.
W sieci można znaleźć małą ciekawostkę na temat autora, który podobno poddał się terapii elektrowstrząsowej jako student, który uczestniczył w rządowym programie nad środkami psychomimetycznymi oraz często pisał pod wpływem środków takich jak marihuana czy LSD, przez co w książce możemy znaleźć tyle barwnych opisów odurzenia ;).
Moja ocena : 9/10

6 komentarzy:

  1. Okładka mnie nie zachęcała, ale Twoja recenzja już tak:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest faktycznie trochę dziwna, ale pewnie dlatego, że jest to okładka jednego z pierwszych polskich wydań, tak mi się wydaje :P

      Usuń
  2. Oglądałam film - dość mocny, na książkę też mam ochotę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Film kiedyś też już oglądałam, ale pamiętam z niego niewiele.

      Usuń
  3. Domyślam się, że książka zawiera w sobie jeszcze więcej emocji niż film? Koniecznie leci na moją chciejlistę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z filmu już wiele nie pamiętam, ale z doświadczenia mogę cię zapewnić że tak właśnie jest :)

      Usuń